niedziela, 10 sierpnia 2014

Pociągiem nad morze

To miała być pierwsza prawdziwa podróż pociągiem Antosi. Na dodatek całą noc kuszetką. Do tej pory jej doświadczenia kolejowe dotyczyły co najwyżej przejażdżki warszawską SKMą, albo obserwowania przejeżdżających pociągów przy przejeździe kolejowym z dziadkiem fanatykiem kolejnictwa ;)
Obawialiśmy się jej trochę tej podróży. Nawet trochę bardziej niż trochę... Cała noc w pociągu. Czy uśnie bez problemu, czy nie obudzi się w środku nocy, czy da spać innym pasażerom, czy nie będzie jakichś innych przygód, z którymi trudno sobie poradzić poza domem.....
Wyjeżdżaliśmy późnym wieczorem po 22. O tej godzinie zwykle już długo śpi. Tak było i tym razem. Dojechaliśmy na dworzec Warszawa Wschodnia ze śpiącym maluchem.


Przy wsiadaniu do pociągu się obudziła. Jednak jak to ma w swoim zwyczaju wielce zainteresowana tym co się wokół niej dzieje. Pociąg ruszył. Było jeszcze ciekawiej :) Na dworcu Warszawa Centralna duży ruch. Wsiadali kolejni pasażerowie i atmosfera nie zachęcała do zaśnięcia. Jednak gdy pociąg ruszył w dalszą drogę i wszyscy współpasażerowie z przedziału zajęli swoje miejsca, mogliśmy przymierzyć się do spania. Okazało się, że po zgaszeniu w przedziale światła i zamknięciu drzwi na korytarz zasnęliśmy dość szybko. Obudziliśmy się nad ranem, gdy pociąg miał planowy dłuższy postój. O 6, jak co dzień. Jednym słowem cała noc przespana :) No może trochę ciasno jest spać w jednej kuszetce z małym, wiercącym się dzieckiem. Jednak nie odbiega to znacząco od sytuacji dziecka przychodzącego do łóżka nad ranem i wpychającego się w poprzek pomiędzy rodziców ;)
Mieliśmy przed sobą jeszcze godzinę podróży. Po wyjściu z przedziału z zaciekawieniem podziwialiśmy to, co ukazywało się za oknem. To zupełnie inne doświadczenie dla dziecka niż jazda samochodem, w foteliku przypiętym pasami. Tu można przejść się po korytarzu. Wyjrzeć przez okno, zajrzeć do innego przedziału.





Wybór kuszetki okazał się strzałem w dziesiątkę, a nasze wszelkie problem, których się obawialiśmy szczęśliwie nas ominęły. 
Po zakwaterowaniu się udaliśmy się na plażę. Pogoda nie rozpieszczała (jak to nad polskim morzem często bywa). Jednak dla dziecka, które pierwszy raz w życiu widzi taką ilość piasku i wody pogoda nie miała znaczenia. Wystarczyły kalosze na nogach, łopatka w ręku i wystarczająco ciepłe ubranie.





A żeby wyjazd był trochę ciekawszy rozejrzeliśmy się nieco po okolicy. 


Spotkaliśmy tam takiego oto osobnika:


Gdy pogoda się poprawiła, można było zdjąć kalosze. Ale bez kaloszy też można wejść do wody. Oczywiście pod czujnym okiem mamy :)


Pogoda się poprawiała i na plaży można było spędzać coraz więcej czasu. 




A radość przebywania w tak dużej "piaskownicy", tuż obok tak dużej "kałuży" nie może przynieść dziecku nic więcej jak ogromna radość.


Nie obyło się jednak bez deszczu. Na szczęście nie padało długo, ale wystarczająco, żeby w okolicy pojawiły się nieco mniejsze, za to prawdziwe kałuże :)



Bardzo dobrą zabawą było również karmienie nadmorskich ptaków, które latały nisko nad głowami.




Ostatni wieczór spędziliśmy na molo, przy zachodzącym słońcu. 



Czekała nas już tylko podróż powrotna. Po wcześniejszych doświadczeniach byliśmy pozytywnie nastawieni. Nie zawiedliśmy się. Antosia znów przespała całą podróż :) Jednym słowem: polecamy podróże z dzieckiem pociągiem.


piątek, 8 sierpnia 2014